środa, 30 maja 2012

Zielono mi... i różowo ;)

Na wstępie: dawno zapowiedziana suknia jest już od dawna gotowa i czeka tylko na sesję z Gabrysią (i jej poloneską) w pięknym Pszczyńskim parku. Ja już po sesji (yay, zdałam cywila!), siedzę w domu i czekam na napływ środków finansowych by móc ruszyć z moją suknią barokową.
Z nudów różne dziwne pomysły przychodzą mi do głowy - wyobraźcie sobie, że wzięłam się za porządki w szafie! Stojąc nad tą górą ubrań zastanawiałam się jak to możliwe, że ja nigdy nie mam co na siebie włożyć... Uporządkowałam też tę krawiecko-historyczną część szafy i znalazłam resztki łososiowej tafty...
W tym momencie przypomniałam sobie, o tym oto zdjęciu:
Francuski gorset, datowany na lata 1770 - 1780, choć  wygląda na wcześniejszy :)
Znalazłam je kiedyś na jednym blogu (niestety, nie pamiętam którym) i zauroczyło mnie połączenie zielonego i różowego. Dlatego postanowiłam sobie uszyć w całości fiszbinowany gorset. Więcej, stwierdziłam że ją w całości uszyję ręcznie! Kilka dni i chyba kilometr ściegu później 75% tuneli na fiszbiny jest gotowa. A moje palce... - lepiej o tym nie mówię.
Gorset jest zrobiony z wykroju znalezionego w książce N. Waugh "Corsets and Crinolines" i będzie miał przód mniej więcej taki:
ten z kolei jest datowany na 1735-1770
Kolor: łososiowy, lamówka: zielona i zielona tasiemka naszyta na szwy.